Droga Stypendystko, Drogi Stypendysto,
piszę do Ciebie z przeszłości. Z czasów, których nie pamiętasz i których – szczerze mówiąc – nie chciałbym, żeby ktokolwiek musiał przeżywać jeszcze raz. Ale chociaż żyliśmy w innych epokach, łączy nas coś ważnego: Twoja przyszłość.
Nazywam się Czesław Kaczmarek. Urodziłem się w małej wiosce Lisewo Małe na Mazowszu, w 1895 roku, w prostej, wiejskiej rodzinie. Nie mieliśmy wiele. Ziemia, praca rąk, wiara – to było nasze bogactwo.
Dlaczego Ci o tym piszę? Bo kiedy dzisiaj słyszysz: „Fundusz Stypendialny im. biskupa Czesława Kaczmarka”, chciałbym, żebyś zobaczył/a nie pomnik, nie nazwisko w internecie, ale konkretną historię. Historię człowieka, który dobrze rozumiał, jak to jest mieć wielkie marzenia, ale też doświadczać różnych życiowych trudności.
Skąd przyszedłem
Byłem chłopakiem z małej miejscowości, który najpierw musiał pomóc w gospodarstwie, a potem – jeśli się dało – uczyć się dalej. Szkoła nie była „oczywistą oczywistością”, tylko szansą, która mogła się w każdej chwili skończyć.
Kiedy wstąpiłem do seminarium w Płocku, nie robiłem tego po to, by „zrobić karierę w Kościele”. Chciałem służyć Bogu i ludziom, których znałem od dziecka: rolnikom, robotnikom, rodzinom, które liczyły każdą złotówkę.
Po święceniach wysłano mnie do Francji. Tam, w północnych regionach kraju, wśród kopalń i fabryk, żyły całe miasteczka polskich górników. Byłem ich duszpasterzem – słuchałem spowiedzi, chrzciłem dzieci, towarzyszyłem ludziom zmęczonym pracą „na dole” i tęsknotą za krajem. Równocześnie studiowałem nauki społeczne i polityczne, bo wierzyłem, że ksiądz powinien rozumieć świat, a nie tylko go oceniać.
Dzisiaj Twoje życie wygląda inaczej niż życie tamtych górników, ale jedno się nie zmieniło: świat wciąż jest trudny, a człowiek, który chce iść pod prąd bylejakości, potrzebuje i wiedzy, i wiary, i wsparcia.
Biskup w trudnych czasach
W 1938 roku zostałem mianowany biskupem kieleckim. Miałem wtedy 43 lata. Zamiast spokojnego duszpasterzowania, kilka miesięcy później dostałem w pakiecie… wojnę.
W czasie okupacji niemieckiej nasza diecezja przyjmowała wysiedlonych księży, rodziny, ludzi, których wyrzucono z domów. Wspólnie z innymi biskupami protestowałem przeciwko prześladowaniu Kościoła i łamaniu praw człowieka.
Po wojnie przyszła nowa władza – komunistyczna. Moim obowiązkiem, jako biskupa, było mówić prawdę, nawet jeśli była niewygodna. Gdy w 1946 roku doszło do tragicznego pogromu Żydów w Kielcach, poleciłem zbadać sprawę i sporządzić raport, który trafił także za granicę. Nie po to, by oczerniać Polskę, ale by szukać prawdy i uczyć się z bolesnych lekcji historii.
Władza zapamiętała moje nazwisko. I wróciła do niego w sposób brutalny.
Aresztowany za to, że nie dawałem się kupić
20 stycznia 1951 roku do kurii w Kielcach weszli funkcjonariusze bezpieczeństwa. Rewizja, krzyki, aresztowanie. Zabrano mnie do więzienia w Warszawie. Tam, przez prawie trzy lata, próbowano ze mnie zrobić kogoś, kim nie byłem: szpiega, zdrajcę, wroga Polski.
Śledztwo było brutalne. Wielogodzinne przesłuchania, izolacja, presja psychiczna, poniżanie. Chciano nie tylko zdobyć „przyznanie się”, ale stworzyć ze mnie przykład: „Zobaczcie, nawet biskup jest przestępcą, jeśli się sprzeciwi władzy”.
W 1953 roku, na pokazowym procesie, odczytano listę zarzutów tak absurdalnych, że dzisiaj brzmią jak scenariusz filmu sensacyjnego napisanego przez kogoś, kto nie zna rzeczywistości. Po latach IPN i niezależni historycy jasno stwierdzili: zarzuty były sfabrykowane, proces – polityczny, a wyrok – niesprawiedliwy.
Dlaczego Ci o tym piszę? Bo chcę, żebyś wiedział/a, że prawda czasem przegrywa na chwilę, ale nie przegrywa ostatecznie. W tamtych latach mieliśmy związane ręce. Dziś Ty masz wolność badań, słowa, nauki – i ogromną odpowiedzialność, jak tej wolności użyjesz.
Dlaczego właśnie młodzi?
Może pytasz: „A co ma wspólnego życie biskupa z połowy XX wieku z moimi planami na studia, pracę, pasje?”.
Więcej, niż myślisz.
Całe życie widziałem, że przyszłość Polski i Kościoła rozgrywa się w głowach i sercach młodych ludzi. Widziałem, jak młodzież z biednych rodzin rezygnuje z nauki, bo „nie wypada być ciężarem”, bo „kogo stać na internat, książki, dojazdy?”.
Kiedy głosiłem kazania, często wracała do mnie jedna myśl:
jeśli nie pomożemy młodzieży, stracimy nie tylko talenty, ale i sumienia.
Wiem, jak to jest, gdy jesteś zdolny/a, pracowity/a, zaangażowany/a w parafii czy w szkole, ale w domu się liczy każdy grosz. Wiem, że wtedy łatwo jest zrezygnować: z konkursu, z dodatkowego kursu, z marzenia o studiach w innym mieście.
Właśnie dlatego cieszę się, że po latach, kiedy mnie już dawno nie ma na ziemi, w Twojej diecezji powstał Fundusz Stypendialny mojego imienia – dekret o jego powołaniu wydał biskup Jan Piotrowski w 2015 roku.
Co mówi Ci ten Fundusz?
Ten Fundusz nie jest nagrodą dla „grzecznych prymusów”. On niesie kilka ważnych znaków:
- Widzimy Twój wysiłek
Regulamin mówi jasno: stypendium jest dla młodych ludzi zdolnych, pragnących pogłębiać wiedzę, z dobrymi wynikami w nauce. Średnia ocen to nie wszystko, ale pokazuje, że nie idziesz na skróty. Wiemy, że chcesz się rozwijać
Ten Fundusz powstał po to, by wspierać młodych ludzi, którzy mają w sobie pragnienie rozwoju, talentów, pasji i dobrych pragnień — a czasem potrzebują odrobiny dodatkowego wsparcia, by móc odważnie iść dalej. Chodzi o to, by otworzyć Ci więcej możliwości, dać przestrzeń do wzrastania i pomóc Ci realizować to, co w Tobie najpiękniejsze.- Ważne jest nie tylko „ile wiesz”, ale „kim jesteś”
Rada Funduszu zwraca uwagę nie tylko na oceny, lecz także na Twoje zaangażowanie w parafię, w diecezję, w lokalną społeczność. Na to, jakimi wartościami żyjesz. Bo można być bardzo mądrym i bardzo egoistycznym. A ten Fundusz nagradza mądrość połączoną z sercem. - Nie jesteś sam/sama
Diecezja, darczyńcy, kapłani, katecheci – oni wszyscy mówią Ci w ten sposób: „Wierzymy w Ciebie. Wierzymy, że warto w Ciebie inwestować”.
- Widzimy Twój wysiłek
Co chciałbym Ci powiedzieć jako patron funduszu
Gdy patrzę na Ciebie – młodego człowieka, który otrzymuje stypendium – mam w głowie kilka bardzo prostych myśli, które dojrzewały we mnie przez całe życie:
- Nie bój się wielkich marzeń, ale nie buduj ich na byle czym.
Świat dzisiaj krzyczy: „Liczy się sukces, kariera, widoczność”. Ja Ci powiem inaczej:
bardziej niż na karierze, buduj na prawdzie, pracy i uczciwości. - Twoja wiedza ma służyć.
Stypendium nie jest po to, byś mógł/mogła kupić „ładniejszą wersję życia”, ale po to, byś mógł/mogła lepiej służyć innym – jako lekarz, nauczycielka, inżynier, dziennikarka, katecheta, przedsiębiorca. - Nie daj się zastraszyć ani kupić.
W moich czasach próbowano złamać ludzi siłą, więzieniem, torturami. Was częściej próbuje się złamać śmiechem, presją grupy, wyśmianiem wiary i zasad, obietnicą „świętego spokoju”, jeśli przestaniecie zadawać niewygodne pytania.
Nie zawsze dasz radę być bohaterem. Ale zawsze możesz być uczciwy/a. - Wiara nie jest dodatkiem.
Wielu moich rówieśników próbowało oddzielić „życie publiczne” od „życia wiary”. Ja byłem przekonany – i nadal jestem – że jeśli rozdzielisz te dwa światy, to prędzej czy później któryś z nich stanie się kłamstwem.
Nie wstydź się modlitwy, Mszy świętej, spowiedzi, Krzyża na ścianie. To nie jest ozdoba, to jest kompas.
- Nie bój się wielkich marzeń, ale nie buduj ich na byle czym.
Historia z więzienia, której nigdy nie zapomniałem
Pozwól, że opowiem Ci jedną krótką scenę.
W więzieniu na Rakowieckiej, w najtrudniejszych momentach, miałem wrażenie, że wszystko się skończyło: diecezja beze mnie, Kościół oskarżany, nazwisko opluwane w gazetach. W nocy, po kolejnym przesłuchaniu, kiedy byłem kompletnie wyczerpany, przyszła do mnie bardzo prosta myśl:
„Nie wiesz, po co to wszystko. Ale wiesz, dla Kogo to przeżywasz”.
Ta myśl nie zabrała bólu, ale sprawiła, że nie czułem się sam.
Dzisiaj Twoja „Rakowiecka” może wyglądać inaczej: hejt w sieci, problemy w domu, samotność w klasie, choroba w rodzinie. Nie chcę porównywać cierpienia – każde jest inne. Ale chcę Ci powiedzieć jedno:
Nie jesteś w tym sam. I nie jesteś w tym sama.
Co możesz zrobić z tym stypendium
Nie będę Ci mówił, na co dokładnie masz przeznaczyć te pieniądze. Znasz swoje potrzeby. Ale pozwól, że zostawię Ci kilka podpowiedzi:
zainwestuj w książki i wiedzę, które pomogą Ci myśleć głębiej, a nie tylko „przechodzić testy”,
jeśli możesz, znajdź choć mały procent tej kwoty, którym podzielisz się z kimś, kto ma jeszcze mniej niż Ty – to uczy wolności od pieniędzy,
pamiętaj, że to stypendium jest jednorazowe, a charakter, który dzięki niemu budujesz – na całe życie.
Na koniec – prośba
Jako patron Funduszu mam do Ciebie jedną, osobistą prośbę.
Nie chodzi o to, żebyś kiedykolwiek mówił/a: „Muszę dorosnąć do biskupa Kaczmarka”. Nie. Jestem tylko jednym z wielu ludzi, których dotknęła historia.
Chodzi o coś innego:
Spraw, by za kilkadziesiąt lat ktoś, patrząc na Twoje życie, mógł powiedzieć:
„On / Ona też nie dał/a się przekupić.
Też był/a wierny/a wartościom.
Też potrafił/a połączyć wiedzę, wiarę i odwagę”.
Jeśli tak będzie, ten Fundusz naprawdę spełni swoje zadanie.
Z serca Ci błogosławię,
✠ Czesław Kaczmarek
biskup kielecki
