Przejdź do treści
Strona główna » Niepodległość na jeden dzień. A co z pozostałymi 364?

Niepodległość na jeden dzień. A co z pozostałymi 364?

Wystarczy spojrzeć na kalendarz. Zbliża się 11 listopada, więc w marketach pojawiają się flagi, w szkołach trwają próby apeli, w mediach — historyczne wspomnienia, komentarze polityków i patetyczne spoty. Polska przypomina sobie o swojej niepodległości. Ale tylko na chwilę.
Po kilku dniach flagi znikną, kotyliony wylądują w szufladzie, a rozmowy o Ojczyźnie ustąpią miejsca codziennym sprawom: rachunkom, zakupom, promocjom.
Niepodległość wraca do kalendarza — na kolejny rok.

A przecież to nie kalendarz wyznacza, czy jesteśmy wolni.


Święto, które znika szybciej niż barwy z balkonów

Co roku 11 listopada wygląda podobnie. W miastach odbywają się marsze, oficjalne uroczystości, koncerty. W małych miejscowościach – msze, przemówienia, szkolne występy. Dla części Polaków to dzień prawdziwej refleksji, dla innych — po prostu wolne od pracy. Czasem połączenie obu.

Nic w tym złego, że chcemy odpocząć. Problem zaczyna się wtedy, gdy 11 listopada staje się jedynym dniem, w którym myślimy o niepodległości. Gdy flaga staje się dekoracją, a hymn — tłem do reklamy.

To zjawisko, które socjologowie nazywają „patriotyzmem rytualnym”. Polega na tym, że wspólnotowe emocje pojawiają się tylko przy okazji świąt, rocznic, katastrof. Przez chwilę jesteśmy razem, czujemy dumę, wzruszenie. Ale szybko wracamy do codzienności, która niewiele z tej wspólnoty w sobie zachowuje.

Niepodległość, rozumiana jako świadomość, że wolność nie jest dana raz na zawsze, zanika w zgiełku codziennych spraw. I być może to największy paradoks naszych czasów: nigdy nie byliśmy tak wolni — i nigdy nie traktowaliśmy tej wolności z taką obojętnością.

Niepodległość z przyzwyczajenia

Dla pokolenia naszych dziadków wolność miała zapach strachu i prochu. Dla rodziców – wspomnienie komunizmu, cenzury, kolejek, walki o słowo i prawdę. Dla nas — jest po prostu faktem.

Urodziliśmy się w niepodległej Polsce. W kraju, w którym można mówić, co się chce, głosować, podróżować, tworzyć, wyjeżdżać i wracać. Wolność stała się tłem życia, czymś oczywistym. A to, co oczywiste, przestaje być zauważane.

Tymczasem historia uczy, że nie ma nic bardziej kruchego niż wolność. Że wystarczy kilka lat obojętności, kilka decyzji podejmowanych „dla świętego spokoju”, by wolność zaczęła się kruszyć. Nie zawsze od razu w sposób widoczny. Czasem to powolny proces: zanik zaufania, apatia obywatelska, zgoda na kłamstwo, przyzwolenie na podziały.

Nie trzeba armat ani czołgów, by utracić niezależność. Wystarczy przyzwyczajenie.

Patriotyzm na pokaz

„Kto ty jesteś? Polak mały.” – odpowiadamy automatycznie. Tylko że dzisiaj patriotyzm nie polega już na recytowaniu wierszyków ani na chodzeniu w pochodach.

W epoce wolności patriotyzm to coś znacznie trudniejszego. To codzienne wybory: jak pracujemy, jak mówimy o innych, jak wychowujemy dzieci, jak reagujemy na kłamstwo i niesprawiedliwość. To dbałość o wspólnotę, która nie jest abstrakcją, tylko realnym miejscem – szkołą, ulicą, sąsiedztwem, miasteczkiem.

Tymczasem często sprowadzamy patriotyzm do gestu. Do flagi w oknie, hymnu na stadionie, wzruszenia przy filmie historycznym.
Oczywiście – symbole są ważne. Ale jeśli za nimi nie idzie treść, stają się jedynie scenografią.

Wystarczy spojrzeć na komentarze w internecie. Ci sami, którzy 11 listopada piszą o miłości do Ojczyzny, następnego dnia potrafią obrzucać wyzwiskami rodaków, tylko dlatego, że myślą inaczej.
Czy to też jest patriotyzm?
Czy naprawdę miłość do kraju można pogodzić z pogardą dla jego obywateli?

Niewola wygody

Nie żyjemy w okupowanym kraju, ale żyjemy w świecie, który ma własne formy zniewolenia.
Nie trzeba cenzora, by ograniczyć wolność myślenia – wystarczy algorytm, który pokazuje nam tylko to, co chcemy zobaczyć.
Nie trzeba więzienia, by zamknąć człowieka w schemacie – wystarczy konsumpcja, która podsuwa mu złudzenie szczęścia.

Wygoda potrafi być bardziej niebezpieczna niż przemoc. Bo nie budzi sprzeciwu.
Przyzwyczajamy się do niej powoli: do łatwych odpowiedzi, do obojętności wobec tego, co wspólne, do myślenia kategoriami „mnie się należy”.

A przecież niepodległość to także odpowiedzialność – za wspólnotę, za przyszłość, za język, którym się posługujemy.
Każde kłamstwo, każda manipulacja, każda agresja słowna – to małe pęknięcia w fundamencie wolności.

Nie musimy być podbici, by utracić niepodległość. Wystarczy, że przestaniemy się nią przejmować.

Czym jest niepodległość dziś

Niepodległość to nie tylko suwerenność państwa, granice, konstytucja i hymn. To także – a może przede wszystkim – stan umysłu.
To zdolność do samodzielnego myślenia, do podejmowania decyzji niepod dyktando emocji, propagandy czy mody.

Niepodległość zaczyna się w człowieku, który potrafi powiedzieć: „sprawdzę, pomyślę, nie uwierzę od razu”.
Niepodległość jest wtedy, gdy nie boimy się rozmawiać z tymi, którzy myślą inaczej.
Jest wtedy, gdy potrafimy się nie zgadzać – i wciąż pozostawać wspólnotą.

Wolność, która nie uczy dialogu, zamienia się w samotność.
Niepodległość bez empatii – w pusty gest.

Dlatego potrzebujemy dziś nowej definicji patriotyzmu: nie jako obrony przed wrogiem, lecz jako umiejętności budowania dobra wspólnego. To trudniejsze, mniej efektowne, ale bardziej potrzebne.

Wychowanie do wolności

„Wolność trzeba pielęgnować” – powtarzamy często, ale rzadko mówimy, jak.
Zaczyna się to od wychowania.

W polskich szkołach w listopadzie panuje patriotyczny klimat: hymny, konkursy, dekoracje. To wszystko potrzebne. Ale równie potrzebna jest rozmowa o tym, co te symbole znaczą.
Nie tylko: „kto był Piłsudskim”, ale też: „czym dziś byłaby walka o niepodległość?”

Wychowanie patriotyczne nie może ograniczać się do wspominania przeszłości. Musi uczyć myślenia o teraźniejszości i przyszłości.
Nie wystarczy wzruszenie – potrzebna jest refleksja.

Patriotyzm to nie tylko pamięć o bohaterach, ale także umiejętność życia tak, byśmy nie musieli znowu szukać bohaterów, którzy nas uratują.

Dzieci uczą się nie tylko z lekcji, ale z tego, jak dorośli mówią o kraju, o polityce, o innych ludziach. Jeśli widzą, że patriotyzm to agresja, że Polska to wieczny powód do kłótni – trudno im uwierzyć, że niepodległość to coś, z czego można być dumnym.

Niepodległość w praktyce

Jak wygląda codzienny patriotyzm?
Nie w wielkich słowach, lecz w prostych gestach:

  • W pracy – gdy robimy coś rzetelnie, nie dla przełożonego, lecz dlatego, że to nasze wspólne dobro.

  • W relacjach społecznych – gdy potrafimy się różnić, ale nie obrażać.

  • W internecie – gdy nie szerzymy nienawiści i nie powielamy kłamstw.

  • W przestrzeni publicznej – gdy dbamy o czystość, o język, o kulturę.

  • W wyborach – gdy idziemy głosować nie dlatego, że ktoś nam kazał, ale dlatego, że chcemy mieć wpływ.

To banały? Może. Ale właśnie z takich banałów składa się społeczeństwo obywatelskie.
Niepodległość to nie wzniosłe słowa, lecz codzienna uczciwość, odpowiedzialność i szacunek.

Bo jeśli wolność nie przekłada się na codzienność, to szybko staje się pustym pojęciem.

364 dni później

Wyobraźmy sobie, że 11 listopada zostaje wykreślony z kalendarza. Nie ma marszów, apeli, przemówień. Czy coś by się zmieniło?
Czy potrafilibyśmy wciąż czuć wdzięczność za wolność, gdyby nikt nam o niej nie przypominał?

Może właśnie o to chodzi – żebyśmy nie potrzebowali specjalnego dnia, by pamiętać.
Bo wolność nie jest świętem – jest obowiązkiem.

Każdy rok, każdy dzień jest testem.
Nie tylko z historii, ale z przyszłości.
Czy potrafimy być narodem nie wtedy, gdy świętujemy, ale gdy się nie zgadzamy?
Czy potrafimy różnić się tak, by nie niszczyć wspólnoty?

Niepodległość nie kończy się na defiladzie. Ona zaczyna się wtedy, gdy milkną werble i trzeba wrócić do zwykłego życia — z tą samą troską, z jaką śpiewaliśmy hymn.

Polska, czyli my

Łatwo mówić: „Państwo powinno”, „Władza powinna”, „Szkoła powinna”.
Tylko że państwo to my.
Władza – to my, gdy głosujemy lub milczymy.
Szkoła – to my, gdy uczymy dzieci nie słowami, lecz przykładem.

Niepodległość jest zbiorową odpowiedzialnością.
Jej miarą nie jest to, ilu polityków wystąpi na uroczystości, ale ilu obywateli poczuje, że Polska to coś więcej niż geografia.

Można ją mierzyć także tym, jak traktujemy siebie nawzajem – czy potrafimy współpracować, ufać, wspierać.
Bo kraj, w którym brakuje zaufania, staje się wewnętrznie okupowany przez strach i niechęć.

Nowy patriotyzm

Może więc potrzebujemy nowego języka mówienia o patriotyzmie.
Nie takiego, który dzieli na lepszych i gorszych Polaków, ale takiego, który łączy.
Nie takiego, który rozlicza, ale który inspiruje.

Patriotyzm XXI wieku to nie romantyczne umieranie za Ojczyznę, lecz mądre życie dla niej.
To świadomość, że wolność wymaga odpowiedzialności, a miłość do kraju – odwagi, by go czasem krytykować, gdy idzie w złą stronę.
To szacunek dla przeszłości, ale i gotowość do budowania przyszłości.

Niepodległość zaczyna się w nas

Niepodległość to nie jest stan posiadania – to stan ducha.
Nie można jej kupić ani utrzymać siłą.
Trzeba ją pielęgnować – rozmową, empatią, zaangażowaniem.

Można ją stracić nie tylko przez wojnę, ale przez obojętność.
Nie przez agresję z zewnątrz, ale przez rozpad od środka.

Dlatego każde pokolenie musi na nowo zdefiniować, co znaczy być wolnym.
Nie wystarczy powtarzać haseł – trzeba je przekładać na działanie.

Bo niepodległość to nie kartka w kalendarzu.
To codzienny wybór – między obojętnością a troską, między egoizmem a wspólnotą, między wygodą a odpowiedzialnością.

Zakończenie: Dzień po święcie

Kiedy 12 listopada wracamy do pracy, szkoły, obowiązków, może warto zadać sobie jedno proste pytanie:
Czy wczorajsze święto coś we mnie zmieniło?

Jeśli nie — to znaczy, że świętowaliśmy tylko datę.
Jeśli tak — to znaczy, że niepodległość trwa.

Bo prawdziwe święto wolności nie kończy się wraz z defiladą.
Zaczyna się dzień po niej – w zwykłej codzienności, w decyzjach, których nikt nie widzi, w gestach, które budują zaufanie, w słowach, które nie ranią.

Niepodległość nie potrzebuje fajerwerków.
Potrzebuje świadomości.
I ludzi, którzy rozumieją, że 11 listopada to nie punkt na osi czasu, lecz przypomnienie o tym, że wolność nie jest oczywista — i że jej utrzymanie zależy od nas.

Niepodległość na jeden dzień to za mało.
Bo jeśli nie potrafimy być wolni przez pozostałe 364,
to może wcale nie rozumiemy, czym jest wolność.

Ks. Hubert Równicki